niedziela, 22 lipca 2012

Rozdział III



Louis obdarzył ostatnim spojrzeniem swój rodzinny dom, uściskał po raz ostatni matkę, po czym wsiadł do taksówki i zajechał prosto na lotnisko, skąd samolot miał przetransportować go prosto do Polski, do jego uczelni, gdzie miał prowadzić dalszą edukację. Cała ta gratka z wykształceniem była oczywiście tylko przykrywką dla rodzicielki. Nie dopuszczała myśli, że jej syn porzuci normalne życie w celu zemsty, nie było takiej możliwości. Dlatego też, Lou spędzając już setną godzinę wakacji w swoim zamkniętym pokoju obmyślił plan. Studia, w kraju w którym zginął mój ojciec. Matka domyślała się w tym spisku, ale syn przekonał ją tak dobrze o swojej wiarygodności, że zaufała mu i pozwoliła na wyjazd. Dostanie się do szkoły nie było trudne, chłopak należał do tych dobrych uczniów, nie prymusów, ale jego średnia ocen zadowoliłaby większość rodziców, więc od razu po dostaniu istu ze szkoły, chłopak spakował wszystkie swoje rzeczy i ruszył w ‘nieznane’. Cały plan się sprawdził, lot minął pomyślnie, chłopak stał przed lotniskiem i zastanawiał się co ma zrobić, gdzie się udać. Postanowił, że pierwszym celem będzie pokój w akademiku, o który ubiegał się razem ze składaniem podania o przyjęcie. Gdy już dotarł na miejsce i po zameldowaniu i wszystkich papierkowych sprawach dostał się do klitki, którą ciężko było nazwać pokojem, rzucił swoją torbę na łóżko, sprawdził gdzie znajduję się miejsce, do którego musi dotrzeć , spakował do wewnętrznej kieszeni kurtki mały pistolet ojca i opuścił akademik. Już po 20 minutach stał pod warszawskim ‘Olympic Casino’ , było pełno ludzi w szykownych strojach, a on? Poszarpane przy nogawkach jeansy, zwyczajna szara, jesienna kurtka i sportowe buty, nie pasował tutaj, lecz nie przejęło go to, nie chciał tam pasować, nie chciał być taki jak ci wszyscy ludzie, którzy są nadęci i nie myślą o niczym innym jak o pieniądzach i seksie. Otrząsnął się z transu przemyśleń i ruszył prosto do wejścia, pewny siebie chciał przekroczyć próg, ale został zatrzymany przez bramkarza. ‘Nazwisko’ powiedział dobrze zbudowany, wysoki mężczyzna. ‘Tomlinson’ odpowiedział , nie zastanawiając się nad niczym. ‘Nie ma Cię na liście’ odpowiedział ochroniarz i przesunął chłopaka na bok. ‘od kiedy trzeba być na liście, żeby wejść do kasyna?’ wykłócał się Louis. ‘Od kiedy jest się małolatem wyglądającym jak niechluj’ odpowiedział beztrosko mężczyzna i złośliwie się zaśmiał. Chłopak nie wytrzymał, wszystko w nim buzowało, już chciał uderzyć człowieka, ale powstrzymała go pewna kobieta, w czerwonej, błyszczącej, gustownej sukni. Szepnęła coś ochroniarzowi na ucho, po czym ten wpuścił Louisa i przybrał przepraszający wyraz twarzy. Chłopak nie wiedział co się dzieje, dziewczyna odeszła bez słowa, co prawda szła powolnym krokiem, więc Lou spokoje ją dogonił. ‘Dlaczego to zrobiłaś?’ zapytał zdezorientowany. ‘Nie pytaj czemu, tylko zwyczajnie podziękuje i chodź za mną’ odpowiedziała nawet nie spoglądając na towarzysza. ‘Dz..dziękuje’ zająkał się. Był zagubiony, a jednocześnie pod wrażeniem tajemniczości tej dziewczyny, coś w niej go pociągało, chciał ją poznać, dotknąć, a może nawet coś więcej, ale nie mógł zaprzątać sobie głowy takimi błahymi sprawami, miał tu swój cel, o którym nie mógł zapomnieć, zemsta, zemsta, zemsta. Przemyślenia zakończył siadając na miękkiej, zamszowej sofie w jakimś zacisznym miejscu. Rozejrzał się dookoła, było tam mało ludzi, poza tym każdy siedział w osobnej loży, więc mogło się wydawać, że jest tylko on i ona, a w oddali ochroniarz stojący przy barierce.
-Więc, czego tutaj szuka chłopak, taki jak Ty? – zapytała podpalając papierosa
-Chłopak taki jak ja? To znaczy?
-Nie wyglądasz jakbyś chciał wydać tu połowę swojego majątku, upić się i poobracać w towarzystwie nadzianych ludzi- stwierdziła z uśmiechem, który przyciągał wzrok, jak cała jej uroda, pomimo panującego półmroku Louis dostrzegł, że jest piękna
-a jak wyglądają tacy ludzie?
-widzisz tamtego tam? – wskazała palcem na mężczyznę pijącego drinka, stojącego w towarzystwie pięknych kobiet i bogatych mężczyzn- tak wygląda człowiek, który przychodzi do kasyna aby wydać połowę majątku i się upić. Ty wyglądasz na kogoś kto się zgubił i nie wiem jak ma wrócić do domu- powiedziała ironicznie
-nie zgubiłem się – odpowiedział stanowczo
-więc po co tu przyszedłeś?
-mam swoje sprawy
-hu, widzę, że kolega groźny, nie pobij mnie tylko- zaśmiała się
-nie, to nie tak, przepraszam, ja po prostu…- zaczął się tłumaczyć, gdyż zrozumiał swoje głupie zachowanie, piękna kobieta pomogła mu, a ten traktuje ją jak wroga
-nie ważne, nie będę ci przeszkadzać- wstała i udała się do barierki, która oddzielała zaciszne miejsce z pełną hałasu salą
-czekaj! – zawołał, a ona przystanęła- jak masz na imię?
-to nie jest ci potrzebne Tomlinson
-skąd znasz moje nazwisko?! – można rzec, że Louis się przestraszył – nie ważne, pomóż mi – sam nie wierzył, że przyjął taki błagalny ton głosu, ale wiedział, że dziewczyna jest tu kimś ważnym i że wie wystarczająco dużo, aby mu pomóc
- w czym niby miałabym ci pomóc-  powiedziała oburzona
-ja wiem, że Ty wiesz, to co chce wiedzieć- język polski dla chłopaka wciąż był wielką zagadką, mimo że uczył się go ze swoim ojcem oraz przez cały czas od wymyślenia planu trenował język, wciąż nie szło mu to najlepiej
dziewczyna odwróciła się, spojrzała pytającym spojrzeniem na Brytyjczyka i wróciła na swoje poprzednie miejsce.
-co chcesz wiedzieć? – zapytała bezpośrednio
-to kasyno należy do mafii, prawda?
-skąd to wiesz- szeroko otworzyła oczy, okazując swoje zdziwienie
-mam swoje dojścia- powiedział pewnie, czuł się jak jakiś agent, podobało mu się to uczucie- kto jest jej szefem?
-nie mogę ci tego powiedzieć- powiedziała skruszona
-czyli to prawda- zaakcentował – i wiesz kto nim jest! Mów – adrenalina buzowała w jego ciele
-słuchaj chłopaczku- złapała do za fraki z niekobiecą siłą i przyciągnęła mocno do siebie- nie wiem jaki masz w tym interes, ale uwierz mi, że nie chcesz dowiedzieć się kto to, nie chcesz nic wiedzieć, zaufaj mi. Uciekaj stąd i nie wracaj, bo źle się to dla Ciebie skończy- odepchnęła Louisa do tylu, wstała i szybkim krokiem odeszła po drodze szepcząc coś na ucho ochroniarzowi. Po chwili wysoki mężczyzna trzymał obcokrajowca za ramię i prowadził do wyjścia.
Chłopak po tym jak go wyrzucono, udał się do akademika. Rozpakował torbę i położył do łóżka. Non stop rozmyślał o dziewczynie, o kasynie, o mafii, o jej szefie, jak straszny musi być skoro nawet nie chciała powiedzieć kto to, musiała się go tak bardzo bać. ‘ a może bała się o mnie’ pomyślał, po czym szybko wyrzucił z głowy tą myśl, dlaczego taka kobieta miałaby troszczyć się o niego. Nie wiedział też, co ma zrobić, jak dotrzeć do zabójcy, jak się zemścić, wszystko było tak skomplikowane, ale nie zamierzał się poddawać, musiał pomścić śmierć Ojca. Przytłoczony tymi wszystkimi myślami zasnął, musiał się wyspać przed pierwszym dniem szkoły.


Hejhej, co tak mało komentarzy? Aż tak beznadziejne ? :( no cóż. Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem będzie troszeczkę więcej waszych opinii ! Dacie radę ?
Ten rozdział jest dłuższy, ale nie oznacza, że lepszy, zresztą cały ten blog jest jakąś porażką, chyba zakończę tutaj działalność. Nie wiem jeszcze. piszcie co sądzicie.
Kocham Was! i dziękuje wiernym czytelniczkom za komentarze! <3
xoxo, Gabi

czwartek, 19 lipca 2012

Rozdział II



Londyn, 15 lipca 1998 godzina 23.30
Chłopak, wracający z imprezy z okazji zakończenia szkoły stanął przed drzwiami frontowymi i opierając głowę o ścianę szukał w kieszeni kluczy. Wyciągnął je opornie i starając się zachować ciszę, po kilku nieudanych próbach w końcu udało mu się wsadzić je do zamka, przekręcił powoli dwa razy po czym otworzył spokojnie drzwi. Zrobił kilka chwiejnych kroków i znalazł się w środku, równie delikatnie jak uprzednio zamknął drzwi i już chciał i przemknąć niezauważony na górę, gdzie znajdował się jego pokój, ale do jego uszu doszły pewne odgłosy, a mianowicie szloch. Nie wiedział co miał zrobić, czy udać się do salonu skąd dochodziły dźwięki i móc  zdradzić swój stan upojenia alkoholowego, czy też zapomnieć o sprawie i poczuć ciepło swojego łóżka. Wybrał pierwszą opcje. Wciąż zachowując jak największą ostrożność, przybliżył się do dużego pokoju i wystawił głowę w celu zwiadowczym. Ujrzał swoją rodzicielkę, zwiniętą w kłębek na sofie i wypłakującą się prosto w poduszkę. Zlekceważył to, że jest pijany i szybko podbiegł do matki. ‘Mamo, mamo, co się stało’ potrząsał kobietą, której przez całe swoje 19 lat życia nie widział płaczącej. ‘Twój ojciec, on nie żyje’ usłyszał tylko tyle, a następnie jeszcze mocniejszą salwę płaczu. W tamtym momencie, chłopak poczuł uderzenie w twarz, coś w nim pękło, stracił swój ideał, swojego ojca, osobę, która była dla niego tak ważna, mimo że nie zawsze był przy nim, to Louis kochał go całym sercem i czekał z zapartym tchem na dzień powrotu ojca z wyjazdów, w celach zagranicznych inwestycji. A wtedy? Nie wiedział jak się nazywa, nie wiedział jak wypowiada się słowo ‘mama’, czuł jakby coś w nim umarło. Próbował dowiedzieć się czegoś więcej, lecz matka nie pisnęła już żadnym słowem. Dopiero po kilku tygodniach, kiedy udało się jej otrząsnąć i wstać z łóżka opowiedziała synowi to co wiedziała o sprawie śmierci swojego męża. Syn dowiedział się rzeczy, o których nigdy wcześniej nie słyszał, o które nigdy by nie podejrzewał swojego ukochanego tatę. Dowiedział się również o podejrzeniach swojej rodzicielki, ona dokładnie wiedziała kto popełnił to zabójstwo, wiedziała że nie był to żaden wypadek samochodowy, jak zarzekała się policja. Wiedziała, że to mafia. A syn? Słysząc to postanowił jedno: ‘zemszczę się, a ten kto uśmiercił mego ojca, zginie tak jak on’.




Nie wiem co mi wyszło, bo pisałam to na totalnym spontanie i nawet nie chce mi się czytać xd mam nadzieję, że tragedii nie ma. No cóż, historia się rozwija, ktoś ciekawy co będzie dalej? pisać? czy mam dać sobie spokój? piszcie w komentarzach co sądzicie, to dla mnie ważne. Dzięki mordki, luv ya!
xoxo, Gabi

piątek, 6 lipca 2012

Rozdział I



Było pełno ludzi, jak każdego wieczoru. Wszyscy przychodzili po to, aby pochwalić się swoim majątkiem, stracić jego połowę, a przy okazji się upić, pośmiać i popisać się osiągnięciami. Zbierała się tam ‘śmietanka towarzyska’ , co wieczór ci sami ludzie, całe uroki kasyna. Dziewczyna usiadła przy jednym z karcianych stołów, chwyciła z tacy przechodzącego obok kelnera, kieliszek szampana i delektując się napojem obserwowała czujnie swój cel. Był zawzięcie zapatrzony w karty i widać było po nim, że tej nocy zamierza zbić na grze porządną sumę pieniędzy, gdyby tylko wiedział, że w tym miejscu jest to możliwe jedynie dla wybranych. Los chciał, a raczej szef, że dzisiejszego wieczoru spotkało go to szczęście i stał się ‘wybrańcem’. Proces był prosty, Natalii podeszła do celu, ponętnie się do niego uśmiechnęła i wymieniła kilka zdań, usiadła obok i obiecała bycie ‘szczęśliwym amuletem’ , tak było zawsze, wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z rozdającym karty i nagle boom mężczyzna zaczął wygrywać. W podzięce za przynoszenie szczęścia postawił dziewczynie drinka siedzą w jednej z loży. Zagłębili się w rozmowę, masa uwodzicielskich zaczepek, uśmiechów, duża ilość alkoholu i mężczyzna był do jej dyspozycji. Zaprowadziła go pokoju, a tam uwiodła wprost do łóżka, nie było to ciężkie bo nie dość, że był rozochocony, to dodatkowo pijany, Natalli miała pole do popisy. Wystarczył jeden pocałunek ze strony jego, by mogła przejąć kontrole, bolało ją to, że na jego palcu widniała obrączka, a sam facet miał zapewne 40 lat, a tak łatwo dał zwieść się 17 –latce. Kilka gwałtownych ruchów i już leżeli na łóżku oddając się namiętności, usiadła na nim rozkrokiem, pochyliła się i złożyła czuły pocałunek na szyi, szepnęła: ‘wybacz’ , po czym bez żadnych skrupułów i zahamowań skierowała nóż, który wpierw subtelnie wyjęła z pochwy przyczepionej do podwiązki na udzie prosto w serce zapewne niewinnego człowieka. Zawył dwa razy, zacisnął dłoń na ramieniu dziewczyny, która była bliska płaczu, po czym opadł z sił i skonał. Natalli przeraziła się owym widokiem, pomimo że widziała go już wiele razy, trupa, człowieka pozbawionego życia, pozbawionego życia przez nią, jednak z każdym kolejnym razem ten widok łamał jakąś cząstkę jej samej, jej sumienie zadawało jej wiązankę bólu fizycznego oraz wyzwisk. Ześlizgnęła się z ciała i łóżka prosto na ziemię i oparła głowę o materac, kilka głębokich wdechów, chwila ciszy, to pozwalało się jej uspokoić. Gdy już była wstanie się poruszyć, wyjęła telefon i wykręciła tak dobrze jej znany numer, jedno słowo i była wolna, teraz kto inny miał się tym zająć. ‘zrobione’ wyszeptała, zakończyła połączenie i podpierając się, powoli wstała i opuściła jeden z ‘kasyńskich’  pokoi, mijając po drodze mężczyzn w czarnych garniturach, którzy zmierzali prosto do pokoju, gdzie wydarzyło się to, co wywoła kolejną bolesną kreskę na udzie dziewczyny.


No dobra, jest pierwszy rozdział, chyba jakieś gówno mi wyszło, ale co tam xd nie wiem czy będę namiętnie kontynuować tego bloga, ale może czasem coś wypocę. Oceńcie co sądzicie. i tak, rozdziały zazwyczaj będą takie krótkie , jak wspominałam, ten blog jest inny
xoxo, Gabi

Prolog


Półmrok, jedynie jedna starodawna lampa oświetlała pomieszczenie, dokładnie lustro, w którym odbijała się jej twarz, przemęczona twarz, pełna bólu, żalu i winności. Siedziała przy swojej toaletce i przez dłuższy czas przyglądała swojemu odbiciu, którego tak nienawidziła, nie ze względu na to jak wyglądała, ale z powodu tego wszystkiego co złego w życiu zrobiła. Była już 22, wiedziała, że na nią czas, że musi to zrobić niezależenie jak bardzo nie chce. Sięgnęła po krwisto czerwoną szminkę i intensywnie pomalowała swoje pełne usta, podkreśliła mocno oczy jeszcze raz spojrzała w zwierciadło po czym wstała i założyła wykwitną, obcisłą suknię, przejechała rękoma po materiale prostując go dokładnie i włożyła buty na wysokim obcasie. Pukanie do drzwi i widok jednego z członków :’ szef chce cie widzieć’ usłyszała, a po jej ciele jak zawsze przeszły dreszcze. Nie bała się samego szefa, ale tego co jej przekaże. Wyszła ze swojej małej garderoby i udała się prosto przez ciemny, zimny, ceglany korytarz do gabinetu swojego wuja. Usiadła przy masywnym, drewnianym biurku i czekała, aż mężczyzna raczy się obrócić. Fotel się poruszył i jej oczom ukazał się niski, gruby człowiek, z kilkudniowym zarostem i typową fajką w ustach, nic nie powiedział, tylko rzucił na stół papierową kopertę i ruchem głowy wydał polecenie, aby ją otworzyć. Zawsze tak to wyglądało, nigdy nic nie mówił tylko dawał kopertę i złośliwie się uśmiechał. Dziewczyna wzięła do rąk przedmiot i otworzyła go, jak zawsze, w środku znajdowało się zdjęcie i wszystkie potrzebne informacje.
-dlaczego? – spytała jak za każdym razem
Nie odpowiedział, jednak z jego spojrzenia można było wywnioskować: ‘nie twoja sprawa’. Dziewczyna nie podała się, dalej próbowała się czegoś dowiedzieć, pokazać, że nie jest słaba i nie jest jakimś niewolnikiem bądź tzw. ‘chłopcem na posyłki’.
-robie to ostatni raz- powiedziała stanowczo, na co szef odparł salwą przeraźliwego śmiechu. Wiedziała, że nic już tu nie zdziała, więc po prostu wstała i z dumą wyszła z pomieszczenia zmierzając od razu do wielkiej sali, z której docierały śmiechy, rozmowy, dźwięki rzucanych kości, pikania automatów i stukania kieliszków. Stanęła przed wejściem, zaciągnęła się głośno powietrzem przesączonym tytoniem, przybrała sztuczny uśmiech i powolnym, uwodzicielskim krokiem weszła do Sali porywając przy tym spojrzenia wszystkich otaczających ją mężczyzn.



No hej, spróbowałam coś napisać, ale nie jestem pewna czy to będzie mój blog, chyba że komuś się spodoba, komentujcie i dajcie znać co o tym myślicie i czy pisać dalej.
+ ostrzegam na wstępie , to nie będzie słodki blog, przesączony miłością, całuskami i tuleniem, o nie, to będzie tajemniczy, pełen krwawych, agresywnych, złowrogich momentów, oczywiście pojawi się miłość, ale nie będzie kolorowa.
xoxo, Gabi